sobota, 8 września 2007

Słowacja 2007

Ok. Wakacje minęły dawno temu, ja dopiero teraz się zebrałem, żeby wziąć się za moją Słowację. Trochę tego było 1000 nefów... jeden powie że tyle na jednym ślubie jest w stanie napstrykać. Dla mnie to trochę jest... U naszych południowych sąsiadów byłem 9 dni w okolicach Liptowskiego Mikulasza. Trochę się pochodziło po górach, trochę pojeździło po okolicy... ogólnie bardzo pozytywnie... ale może zdjęcia, bo ja to w opowiadaniu nie jestem dobry ;).

Dzień 1. Wyprawa na Południcę... taki niewysoki, ale wcale nie łatwy szczycik (koło 1600m) w Tatrach Niskich. Pogoda była kiepska, ale 15min światła... niezapomniane.

Tu jeszcze po drodze na szczyt. Widoczki świetne...


Co chwilę zaczynała padać mżawka doprowadzająca człowiek do cholery, bo czyścić te połówki z kropel deszczu to katorga.



Pogoda jak wyżej... co tu dużo mówić.


Na szczycie cuda zaczęły się dziać... Miejscami silny wiatr rozwiewał chmury zza których wylewały się słoneczne rozbłyski. Tak poharatany jasnymi plamami Liptov, z góry sprawiał jeszcze większe wrażenie.



Cuda trwały, jak to cuda, ok. 10min. Później wszystko wróciło do normy (czyt. poszło się #^*$)...



... i można było przystąpić do fotografowania mniej wymagających obiektów.


Trasa miała należeć do lajtowych i niedzielnie spacerowych... z 4 godzin na mapie zrobiło się jednak 7 w rzeczywistości. Tatrzańskie trasy na Słowacji sprawiają wrażenie niemożliwie długich. Ale może to tylko wrażenie.


Chopok. Najwyższy szczyt Niżnych Tatr... podręcznikowy wręcz przykład tego, jak Słowacy traktują turystykę. Cała góra przeorana wyciągami, na szczyt można wjechać gondolami... oczywiście za odpowiednią opłatą. A żeby było śmieszniej wyciągiem można wwieźć rower i trasą downhill'ową kilka kilometrów w dół na złamanie karku sobie zjechać... generalnie duże stężenie dawców nerek.

Tu widok na Niżne Tatry... pogoda była miodna.



Z polanki pod Chopokiem.


Najwyższy szczyt Niżnych Tatr - Dumbier.


I jeszcze kilka z tamtąd...





Demianowska Dolina słynie z form krasowych... są dwie potężne jaskinie: Dem. Jaskinia Swobody i Dem. Jaskina Lodowa. Tu zdjęcie z tej pierwszej... strzelane z biodra, bo za fotografowanie trzeba było płacić (cholerny kapitalizm w demoludowej interpretacji). Iso1600.


A tu już zdjątka z nad Mary. W Liptowie Słowacy zrobili potężny zalew na Wagu. Na pierwszy rzut oka przejaw kompleksu braku morza, ma on kontrolować wody spływające z gór. Świetne robi to wrażenie... tu woda, a w tle góry.



Jańska Dolina... fajny basen tam jest, tylko ludziów jak mrówków.


A teraz kilka miejskich fotek, żeby nie było że tylko góry. To chyba Różemberok... spodobał mi się ten rower... Słowacy bardzo dużo się poruszają na bicyklach... prawie jak Holendrzy.


Liptowski Mikulasz... późnym popołudniem... Światło było żyleciaste... ;).


Choć tego tu może nie widać, w Mikulaszu na rynku, zamiast fontanny zrobili sobie kanał mający imitować strumień górski. Nieźle to wygląda... i dzieciaki mają niezłą radochę ;).



A to wodny tor slalomu. Tu z kolei przejaw Słowackiego świra na punkcie sportu. Każda wieś ma swoje boisko piłkarskie i kort tenisowy... co by nie było murawy to nasze kluby z ekstraklasy by się nie powstydziły. Tor to fajna sprawa... najlepsze jest to, że można z pontonem przyjechać i sobie spłynąć. Fajnie to wygląda... niestety nie mam zdjęć.


Znowu w górach... Tym razem już Tatry Zachodnie i wyprawa na Baranec (ponad 2150m). Pogoda z początku była cud miód, ja spartoliłem sprawę, bo zapomniałem przestawić w pewnym momencie iso i całe słoneczne partie zrobiłem na 800. Oto próby ratowania sprawy.




W tych okolicach się zreflektowałem, że te gwiazdy na niebie to szum, a nie zjawiska paranormalne, ale wtedy również zaszło słońce...



Choć z raz czy dwa jeszcze wyszło... tu nad małym stawikiem w kotle pod Źarskim Sedlem.


A tu już na Sedlu (przełęczy)...




Widok na Tatry wysokie... pierwszy z prawej - Krywań - święta góra Słowaków. Zabrakło jednak czasu i pogody by go zaatakować.


Pod szczytem Barańca...


A z drugiej strony podczas zejścia ponownie zaczęły się dziać cuda. Wyszło takie rewelacyjne światło... miękkie, ciepłe... świetnie kontrastujące z atramentowym niebem. Generalnie pierwszy raz w życiu coś takiego przeżyłem, w takim miejscu. I nasycenie tej połoniny. Teraz wiem o co chodzi w fotografii krajobrazowej...


Rdest, którego jest tam trochę... co się jeszcze okaże na następnych zdjęciach.


Światła ciąg dalszy...



Tu już się powoli zaczęło uspokajać... wyciągnąłem więc tabakę...


I jeszcze rdestowe pola...


Żółtym do domu...


Baranec to była mordercza 10 godzinna wyprawa... ale warto było. Dla tych 15 minut takiego światła. 1/3 zdjęć które mi się podobają z całej Słowacji, wtedy zdobiłem.

A teraz już następny etap i Rohackie Plesa... Piękne miejsce, pogody jednak nie miałem...

Tu jeszcze głęboko w reglu dolnym... pod Rohackim wodospadem. Walka ze "statywem" i "neutralnie szarym" nd8.


A tu już czuć smak gór, choć wspinaczka dopiero przed nami...


Closer...


And closer...



Bądź tu mądry...


No i wreszcie Plesa... ty dopiero wyszło do czego się przydaje polarek... i ciuch i filtr ;)




Tradycyjnie poszedłem sobie z gór, a tam się pogoda zaczęła robić... szczęście szczęściarza.


No i to byłoby na tyle ze Słowacji. Kilka już mam 20x30, w kolejce na ścianę. Wtedy dopiero robią wrażenie. Pozdrawiam. Maciek.

1 komentarz:

Słowacja pisze...

Zapraszam na mojego bloga o Słowacji - Słowacja Dokumentacja. Moje dokumentacje i obserwacje dotyczące słowacji - sporo przemyśleń, zdjęcia, filmy.