Zdjęć z samego dworca nie będzie, przynajmniej jeszcze nie teraz, ponieważ czekają na swoją kolej do obróbki, natomiast mam kilka z bardzo ciekawej wizyty, poczynionej przy okazji fotografowania dworca, a mianowicie z wizyty u Dyżurnego ruchu.
Wchodzimy do wieżyczki przy torach, uderza nas wypalone ciepło starej dmuchawy. Strome schody prowadzą do przeszklonego pomieszczenia. Za dużym biurkiem siedzi starszy człowiek. To Dyżurny. Na pytanie ile lat już pracuje na kolei ironicznie odpowiada... chłopczyku, na pewno więcej niż ty masz lat. Wystrój wnętrza... Gierek wczesny to mało powiedziane, Pan Dyżurny, w sumie też jakby z tamtej epoki. Tylko jakiś taki inny.
Nim coś zrobisz pomyśl i sprawdź!
W biurze u Dyżurnego znajdujemy ciągnący się przez kilkanaście metrów stół, z rozmaitymi przyciskami, przekładniami, guzikami. Wszystko poopisywane, sygnatury oznaczają lokalizacje przekładni kolejowych. Chociaż... farba jakaś taka wyblakła.
Cała maszyneria pochodzi jeszcze z czasów niemieckich. W sumie nie dziwi mnie to bardzo. Linia kolejowa Wrocław-Wałbrzych budowana była w latach.70 XIX wieku, z tym że pierwotnie sięgnęła ona stacji Wałbrzych Fabryczny. Dopiero później, na przełomie XIX i XX wieku zbudowano stację kolejową Podgórze, która była dużym węzłem kolejowym, łączącym trasy: Jelenia Góra-Wałbrzych-Wrocław, Wrocław-Wałbrzych-Kłodzko, Jelenia Góra-Wałbrzych-Kłodzko.
Żegnamy się z Dyżurnym. W gruncie rzeczy sympatyczny człowiek. Bez słowa pozwolił wszystko oglądnąć, sfotografować. Podążamy do drugiego "gniazda" na całej stacji.
Druga dyżurka leży na przeciwległym końcu stacji. Między rozjazdem linii na Jedlinę i Wałbrzych Miasto. Wchodzimy. Pomieszczenie równie obskurne. Rozpadające się biurko, metalowa szafa, bankowo poniemiecka. Na niej naklejki z kobitkami "z epoki". Dobry klej kiedyś produkowali. Odgłosy stukających rytmicznie migawek w tempie3 fps w serii 30 jpegów mieszają się z dźwiękami skrzypiącej podłogi, która krzyczy o zasłużoną emeryturę.
Istotnie maszyneria ciekawsza. System opiera się na przekładniach i dźwigniach umocowanych do drutów. Dokładnie nie wiem do końca jak to działa, ale przełożenie przekładni powoduje ruch zwrotnicy. Podobno system de facto mający już swoje lata często zawodzi. Ciągle są z nim problemy.
Człowiek w drugim gnieździe nieco młodszy. Stara się pokazać coś, nawiązać rozmowę. Sprawiać pozory. Swoje rozważania konstatuje stwierdzeniem, że praca na kolei to "ciężki kawałek chleba". Milcząco przytakuję.
VEREINIGTE EISENBAHN-SIGNALWERKE
BLOCKWERK BERLIN-SIEMENSSTADT
ROK PRODUKCJI 1933
Dziadek mawiał. Jak coś szwabskie, to nie wyrzucaj. Na pewno się przyda.
Pozostało tylko wrażenie, wysnute na podstawie raptem tych 2 godzin, że życie na kolei stanęło w miejscu jakiś czas temu i tak stoi. Czas płynie własnym rytmem... wyznaczany stukotem kół o przerwy dylatacyjne szyn...
Tutaj możemy zauważyć, jak druty owinięte najpierw na kołach sterowanych dźwigniami, przechodzą przez podłogę do maszynowni. Niesamowita technologia. Tylko Niemiec mógł coś takiego wymyślić.
Każda odnoga ma swoją tabliczkę. Jakby tak się przyjrzeć trochę tego jest.
To tyle z wizyty u Dyżurnego. Moim zdaniem był to bardzo fajny wypad (dzięki Arek) i równie cenne doświadczenie. Mimo drastycznego zderzenia z brutalną rzeczywistością...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz